Od naszej zeszłorocznej (2015) wyprawy do Maroka minęło już blisko 10 miesięcy. Nie opisaliśmy jednak naszej trasy, a to duży błąd. Niezwykły kraj, jakim jest Maroko, zasługuje na to, żeby o nim pisać jak najwięcej i dzielić się tym z czytelnikami. Naprawiamy błąd i opisujemy możliwie szczegółowo naszą trasę, z wyróżnieniem miejsc, których nie można ominąć i zaznaczeniem tych, które można sobie odpuścić. Trasa była niezwykle różnorodna i ciekawa.
Wyprawę rozpoczęliśmy od najdalej wysuniętego na południe lotniska obsługującego tanie linie z Europy, z Agadiru.
Wygodny bezpośredni lot z Berlina to Agadiru, parę chwil formalności związanych z wypożyczeniem samochodu i bardzo dużo czasu na wyjaśnienie Inspektorowi po co nam walkie-talkie i ostatecznie zdeponowanie krótkofalówek, po tym jak się okazało, że żeby takich urządzeń używać w Maroku trzeba mieć specjalne zezwolenie.
Dowiedzieliśmy się, że z dronami jest tak samo. To wszystko w celu zwiększenia bezpieczeństwa i zagrożeniem terroryzmem. Krótkofalówek Motorola TLKR T60 używamy na wyjazdach z dwoma samochodami, do komunikacji w czasie jazdy. Nie jest to sprzęt profesjonalny, raczej zabawka, ale bardzo ułatwia to przejazd przez duże, ruchliwe miasta. Niestety nie tym razem. Sprzęt zostaje na lotnisku, a my ruszamy w drogę.
Od razu decydujemy się na ominięcie Agadiru, mamy świadomość, że jest to miejscowość typowo wypoczynkowa, w której i tak musimy nocować dzień przed lotem powrotnym. Agadir to hotele ciągnące się kilometrami. Jest to niewątpliwie dobra opcja dla osób szukających wypoczynku przy hotelowym basenie, nawet w grudniu :) My chcemy zobaczyć możliwie dużo tego „prawdziwego” Maroka. Ruszamy w stronę…
W stronę Sidi Ifni
Do Sidi Ifni nie wybraliśmy się bez powodu. To doskonałe miejsce na bazę noclegową. Niedaleko od odludnej, pięknej, znanej z malowniczych widoków i niezwykłych formacji plaży Legzira, gdzie z kolei baza noclegowa jest niewielka. Sidi Ifni to małe miasto, klimatyczne i bardzo nieturystyczne.
Widok z tarasu hotelowego na pobliską plażę.
W mieście znajduje się camping i kilka hoteli.
Decydujemy się na nocleg w Hotelu Suerte Loca. Mimo tego, że pokoje w hotelu były wolne, to zachwycił nas duży namiot na dachu budynku. Tam spędzamy pierwszy marokański wieczór z nowo poznanymi znajomymi. Właściciel i jego przyjaciele z małego centrum surfingowego, który znajduje się na dole budynku, częstuje nas shishą.
Pierwszy dzień w Maroku, a już mamy tylu znajomych. Panią, która sympatycznie się z nami żegna poznaliśmy kilka godzin wcześniej. Zaprosiła nas na tradycyjną Marokańską imprezę weselną. Tradycyjne śpiewy, atmosfera niesamowita. Zdjęć nie mamy, ponieważ poproszeni zostaliśmy o ich nie robienie. Jednak w głowie wspomnienia pozostały. Na początku naszego filmu z Maroka wykorzystaliśmy fragment ścieżki dźwiękowej nagranej z ukrycia.
Za chwile zostaliśmy zaproszeni do gry. Maroko wygrało :)
Surfing w Sidi Ifni
Efektem nocnych rozmów był kurs surfowania :)
Nie można zapomnieć o porządnej rozgrzewce i treningu na sucho ;)
Plaża Legzira
Z Sidi Ifni do plaży Legzira jest ok. 15km. Samochód można zostawić na parkingu, obok zabudowań, gdzie znajduje się kilka restauracji, barów i hotelików.
Wieczorem warto usiąść w jednej z restauracyjek i napawać się widokiem zachodzącego słońca i wzburzonego Atlantyku, zajadając przy tym pysznego tadżina i popijając pyszną marokańską herbatę z miętą.
Cennik tej restauracji (snackbaru) znajdziecie na dole tekstu o cenach w Maroku.
Plaża Legzira jest kosmiczna. To za sprawą dwóch wielkich skalnych łuków, które unoszą się nad piaskiem i kończą się w Atlantyku.
Drugi łuk znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. Efekt jest niesamowity. Można spacerować tak godzinami. Nad plażą unosi się bryza ze spienionego morza, nadaje miejscu jeszcze bardziej majestatycznego wyglądu.
Niestety drugi łuk stał się historią we wrześniu 2016 r. Pod wpływem działania fal morskich i wiatru, zawalił się. Jesteśmy szczęśliwi, że udało się nam go zobaczyć w tak okazałej formie, raptem kilka miesięcy przed jego destrukcją.
Prawdopodobnie w tym miejscu zaczął się początek końca drugiego łuku.
Warto zobaczyć zdjęcie 360’c na mapach google.
Choć byliśmy w Maroku w grudniu to pogoda była znakomita, a woda całkiem przyjemna. Można ją porównać do naszego Bałtyku latem.