Ciągle nie ma czasu żeby pisać. Dzieje się tak dużo że nie sposób to opisać. O samym Delhi napiszę kiedyś… Od wczoraj jesteśmy w Varanasi. Przylecieliśmy samolotem Air India za ok. 250 zł. W tej cenie przewoźnik oferuje, bagaż do 15kg, jedzenie ale rezerwacja miejsc jest już płatna. Z lotniska do centrum jest ok 40 km, dostajemy się tam 7 osobową taksówką za 1100 rupi (ok. 55zł) za wszystkich.
Wjazd do miasta robi wrażenie, tysiące motorów, riksz rowerowych, samochodów. Gigantyczny korek spowalniał jazdę. Kiedy dotarliśmy do celu, przyplątał się pewnie nie przypadkowo gość który chciał znaleźć nam miejsce do noclegu. Pewnie przez Patryka wyglądamy na takich co chcieli by drogi hotel. Szybko wyjaśniłem że sami sobie znajdziemy miejsce noclegowe, ale gość był spoko nie zbyt nachalny ale skuteczny. Zdecydowałem się że jednak pójdziemy z nim bo ilość uliczek, chaos, kordony policji wzbudziły u pewną niepewność czy sami sprawie się tam odnajdziemy. Szliśmy ponad 20 minut wąskimi uliczkami, wszędzie walały się krowie kupy w które ostatecznie mimo slalomu wchodziliśmy. Tomek złapał na jednej niezły poślizg. Nasz hinduski kolega poinformował mnie że możemy u niego nabyć marihuanę, prosił tylko żeby nie mówić o tym w Hotelu bo jest to zakazane :) Hotelik okazał się i tani i bardzo fajny. Z pokojów mamy widok na Ganges a na dachu jest wielki taras z świetnym widokiem i barem. Tu też mamy internet.
Po rozpakowaniu z zjedzeniu obiadu ruszyliśmy w miasto. Znowu złapał mnie kolejny naganiacz w hotelu i opowiedział o zagrożeniach jakie nas czekają w Varanasi. Nie możemy pić herbatek od miłych panów przy gatach bo mogą być zatrute. Podobno niedawno jakiegoś Japończyka tak załatwili że został bez niczego w samych majtkach. Nie można też robić zdjęć rzekomo w rejonie spalania zwłok. Jednak okazuje się że można jeśli idzie się z przewodnikiem. Czyli zasada, jak płacisz to możesz. Pomijam fakt oczywiście szacunku dla zmarłych, więc może to i dobrze że ograniczają taką możliwość.
Ruszyliśmy na gaty z nieśmiałością, tym bardziej że nasz hotel jest prawie obok. Mijamy składowiska drewna, który jest tu towarem deficytowym i koszmarnie drogim, dlatego na spalenie przy Gangesie nie wszystkich stać. Biedniejsi nie dopalą zwłok do końca i takie lądują w rzece. Idziemy…. stajemy w chmurze dymu z nad stosów, który co dziwne ma miły zapach (drewno sandałowe). Stajemy tak zamurowani… nogi wystają ze stosów. Jakiś gość opowiada że zaraz obok jest miejsce gdzie starzy i schorowani ludzie czekają na śmierć. Stoimy tak w milczeniu… wszystkich nas zmiażdżyło… powoli idziemy dalej. Jesteśmy już w kolejnym gacie, spory kawałek, robię zdjęcie, myślę że tu już mogę, bo widać niewiele więcej po za dymem i budynkami… i tu zaczynają się kłopoty. Podchodzi gość i mówi że to zabronione, że muszę się z nim iść do „oficera”. Kategorycznie odmawiam, mówię że skasowałem zdjęcie. Zaczyna się ze mną szarpać i krzyczeć. Wyrywam się i idę dalej. Gość odpuszcza. Mam wrażenie że gdybym z nim poszedł, to podstawiony oficer skasował by mnie na niezłą sumkę.
Dochodzi 18:00 idziemy w kierunku gat gdzie odbywają się codziennie przez ceremonie z ogniem odprawiane przez bramhinów. Ciężko scharakteryzować to jednoznacznie jako przeżycie religijne czy jako atrakcje turystyczną. Siadamy przy innych pielgrzymach,są nami zachwyceni, robią nas zdjęcia. Podchodzi Hinduska i sprzedaje nam miseczki z liści ze świecami, przypominające nasze świętojańskie wianki, są puszczane przez turystów i pielgrzymów na rzekę. Trochę przesadza z ceną, nie dajemy jej całej kwoty o którą prosi bo jest wysoka. Stwierdza że ją oszukaliśmy, bo taka jest „Indian price”, wytłumaczyłem że oferujemy jej „Polish Price”. Nie miała wyjścia bo byłem stanowczy, zabrała zapłatę. Chłopaki i dziewczyny usiedli sobie a ja poszedłem robić foty. Atmosfera jest faktycznie niesamowita, muzyka i zapachy wprowadzają w trans. Czuję się odurzony, w głowie się kręci. W pewnym momencie podchodzi do mnie dziewczyna i mówi „cześć”. Uśmiechnąłem się i spytałem skąd wie że jestem Polakiem. Powiedziała że widać to z daleka hehe. Opowiedziała mi że mają kłopoty z jedną taką panią od kwiatków, która chce ich wyrolować. Opowiedziałem że przed chwilą mieliśmy to samo. „Impreza” trwa, nadal robię foty, powoli się kończy, to było coś niesamowitego. Filmy dam już po powrocie… wracam do naszych, idziemy do Hotelu. Rano o 6:00 chcemy iść na łódź popływać po Gangesie.