Od pewnego czasu dość często goszczą na naszej stronie Tajskie tematy. Nie bez powodu, bo jak to zwykle na GlobBlogu bywa pomysł wyprawy to splot wielu sprzyjających okoliczności i spontanicznych decyzji…
Zaczęło się od niemiłego poranka, kiedy w samochodzie w miejscu radia zastałem czarną dziurę :) Wiecie ile to załatwiania, zabawy w serwisach, na policji, w ubezpieczalni, tony dokumentów.. ale tak się stało, że wycena bardzo była „miła” i w dużej części jak nie w całości pokryje koszty wyjazdu, a radio może poczekać :) W międzyczasie pojawiły się dość tanie bo za ok. 1800 zł (normalne ceny z Krakowa zaczynają się od 2500 zł ) i bardzo wygodne w połączeniu bilety lotnicze linią Air Berlin.
Wykonałem jeden telefon do dobrego kumpla Krzyśka, który zgodził się na wyjazd niemal natychmiast. Wylatujemy z Krakowa, lecimy przez Berlin i Abu Dabi, lądujemy na Phuket. Wyprawa będzie miała charakter typowo rekreacyjny, odwiedzimy kilka pięknych wysepek morza Adameńskiego jeśli pozwoli na to pogoda… lecimy w maju, który jest ostatnim miesiącem pory suchej i rozpoczyna porę deszczową. To podobno najgorętszy okres w Tajlandii, bardzo wilgotny. Jeśli będzie deszczowo to przejedziemy na wschodnią stronę półwyspu i wybierzemy Ko Phangan lub Ko Samui, a po drodze coś jeszcze.
Oczywiście na każdej z nich obowiązkowo będziemy nurkować! Na ostatnie 2 dni wpadniemy do Bangkoku. Krzysiek bardzo naciska żeby zobaczyć rajską plaże tą od Leonarda, więc na Phi Phi też spędzimy chwilę.
Choć wyspa zaśmiecona i zawalona pijanymi europejkami to ma jedno miejsce, które z przyjemnością odwiedzę po 2 latach. Jest nim ukryty w gąszczu wąskich uliczek mały bar, w którym dwie Tajki, chyba matka i córka, serwują najlepszą potrawę na świecie. Nigdy, nigdzie nie jadłem nic lepszego i smaczniejszego! Stąd własnie nazwa naszej mini wyprawy „Penang Curry Trip”. Czy bar nadal istnieje? Przekonamy się już w maju :)