Do małego miasteczka Pemuteran trafiamy popołudniu. Wjazd naszej taksówki blokuje wielka parada. Wleczemy się za nią około godziny. Nasi niemieccy znajomi meldują się w zarezerwowanym wcześniej drogim hotelu, gdzie nie było już wolnych pokojów.
Prawie za chwilę znajdujemy Sudi Guest House, który bardzo nam się spodobał. Problem w tym, że nie było jego właściciela. Dzwonimy na numer z szyldu. Miły Balijczyk mówi, że jest na obchodach święta, ale zaraz do nas przyjdzie.
Szybko się meldujemy. Nasz śliczny pokój z klimatyzacją w pięknym ogrodzie i wliczonym śniadaniem kosztuje tylko 125 000 rupii (36 zł). Zdjęcie pokoju zrobiliśmy wieczorem.
Szybko zostawiamy plecaki w pokoju i za namową Sudiego, do którego należy Guest House, od razu uderzamy w stronę centrum wydarzeń. Podwozi nas pojedynczo swoim skuterem. Obowiązkowy jest odświętny strój (zakryte ramiona i kolana). Mężczyźni mają na sobie sarong, kobiety długie spódnice i koronkowe bluzki.
Setki wiernych przygotowywało się do uroczystości.
Kupiliśmy sobie smaczną zupę bakso za 5000 rupii (1.35 zł). Była bardzo dobra i pikantna.
W między czasie robi się śliczna pogoda, jakby specjalnie na to święto. Niebo błękitne. Daria się bardzo cieszy, bo widok z promu szarego Bali bardzo ją martwił.
Przygotowania do święta Nyepi trwają już wiele dni wcześniej.
Modlitwy, ofiary, dary, motywujące przemowy (wszyscy klaszczą, cieszą się).
Coś w rodzaju przyjmowania naszej komunii.
Hinduizm balijski (Agama Tirtha) – dosłownie Religia świętej wody.
Dziś jest Tawur Agung Kesanga, czyli Dzień Wielkich Ofiar, który można porównać do naszego sylwestra. W tym dniu, przez większość miejscowości, przetaczają się procesje tradycyjnie ubranych Balijczyków.
Część z nich niesie figury demonów Ogoh-Ogoh. Jest głośno, dostojnie, uroczyście. Uczestnicy procesji niosący kukły, odstraszają duchy, aby trzymały się najdalej od ich domów.
Figury demonów za sprawą noszących ich wiernych kręcą się, wirują, skaczą to w górę to w dół. Specjalni „ogarniacze tłumu” kontrolują bezpieczeństwo i szaleństwa z figurami.
Dzieciaki pędzą z bambusową konstrukcją w takim tempie, że wygląda to mało bezpiecznie. Od czasu do czasu ktoś upadnie, ale szybko wraca do szeregu z uśmiechem na twarzy.
Całej uroczystości towarzyszy bardzo głośna muzyka z bębnów i innych, nieznanych nam instrumentów perkusyjnych.
W jednym momencie prawie mnie staranowali. Tylko dobry refleks uratował mój obiektyw lub oko. Po około dwóch godzinach cała ceremonia nagle się kończy, przynajmniej tak nam się wydaje.
Na ulicy pozostały tylko walające się śmieci. Po kilku następnych minutach ruch uliczny wrócił do normalności.
W oddali znika parada i robi się cicho. Po drodze spotykamy niemiecką parę, kończą właśnie kolację. Pytają się nas czy byliśmy już na plaży. Mówimy że nie, ale jeśli warto to się przejdziemy.
Piasek na plaży jest czarny. Spacerujemy wieczorową porą. W oddali słychać jakby cała wioska przeniosła się do lasu. Biegniemy tam, kiedy ujrzeliśmy pierwsze płomienie i fajerwerki. Tam musi dziać się coś ciekawego.
Jak się okazało to rytualnie palenie demonów, co stanowi symbol wyzbycia się złych mocy.
Wygląda to widowiskowo. Kilkanaście figur płonie, wydając przy tym mnóstwo czarnego dymu, od czasu do czasu coś wybucha.
Ceremonia bardzo nas wzruszyła, uczestniczyliśmy w najważniejszym święcie dla Balijczyków. Na Bali znaleźliśmy się tego dnia całkiem przypadkowo, bo przez złą pogodę zrezygnowaliśmy ze zdobycia wulkanu Bromo.
Tak energetycznej, niesamowitej i duchowej uroczystości, jeszcze nigdy nie było nam dane obserwować. Jesteśmy bardzo szczęśliwi :)
Kolejny dzień to dzień ciszy, Nyepi. Bali zamiera na 24 godziny. Na ulicach nie palą się latarnie. Międzynarodowe lotnisko w Kucie jest zamknięte. Nie działają sklepy, restauracje, urzędy. Na ulicy nie ma ruchu. Turyści przebywający na wyspie proszeni są o pozostanie na terenach hoteli. Nie można wyjść nawet na plażę. To wszystko po to, aby demony i złe duchy okrążające wyspę, zobaczyły Bali pogrążone w ciszy i ciemności. Żeby pomyślały że nikogo tam nie ma i poszły dalej. Balijczycy zapewniają tym sobie dobry cały przyszły rok.